Chciałbym tak od innej strony podejść do umowy z google book search. To ile wielkie g płaci i to że zeskanował oraz udostępnia książki jest problemem, ale na o wiele szerszej płaszczyźnie niż się powszechnie mówi.
Jakoś do tej pory amerykanizacja życia mi nie przeszkadzała, może dlatego że bezpośrednio we mnie nie uderzała. Zawieranie jednak umowy ze mną, na prawie amerykańskim zwłaszcza wtedy gdy nawet o tym nic nie wiem (przykładem jest mój Brat który napisał kilka książek a o tej koncepcji nie wiedział), już mi się bardzo nie podoba. Do McDonalda nie chcę to nie chodzę, coli nie chcę to nie piję, a tu nie mam wyboru i dlatego twardo mówię że to jest ZŁE !!!
Jeżeli robię sobie zdjęcia przy piwie, skleję je w jakiś album i opublikuję w nadziei że ktoś za moją głupią gębę mi zapłaci, to nie wyrażam automatycznie zgody aby ktoś mój album zgrał na pendrajwy i w amerykańskim zadupiu górnym czerpał z tego zyski. To jest zbójecka zasada bo skąd mam niby wiedzieć że on to tam publikuje bez mojej wiedzy (a skoro to moja gęba i praca to chcę mieć z niej korzyści), owszem jak zacznie robić kokosy na mojej głupiej gębie to się dowiem, ale przy całkiem sporej produkcji (jak na polskie warunki) to niestety nie.
Zwykła kultura (moim zdaniem) wymaga aby się spytać czy można coś użyć a potem używać. Choć w Ameryce chyba jest inna kultura. Zaczynam trochę rozumieć antyamerykańskie nastroje, jeśli wszędzie tak narzucają swoje prawo które jest ICH, a nie moim prawem.
Wracając do innego podejścia przyjmując że akceptuję zapłatę jaką daje google i że zgadzam się z ich umową pozostaje jeszcze problem (chyba etyczny po części) co stanie się z małymi wydawcami? co z jakąkolwiek uczciwą konkurencją? Czy MONOPOL jaki w ten sposób osiągnie google na słowo pisane nie zwróci się przeciwko całej ludzkości? Wielkie g nie dopuści konkurencji na rynek bo przecież jest komercją i to moim zdaniem pasożytniczą a nie symbiontem. Skoro małych nie będzie to co pozostanie? odgórnie sterowana kultura?
Myślę że Inkwizycja lub podobnie to słowo jakim będzie określane wielkie g w przyszłości. Ich obecne zachowania pokazują że są w stanie moralnym (o technicznym nawet nie ma co nawet wspominać) wprowadzać treści zakazane. Co się stanie jak wielkie g wykończy drobnych wydawców? wymyślcie sobie sami. Popatrzcie na scenę alternatywną jest chwalona ma swoich odbiorców ale jakoś w TV jej nie ma, to samo się stanie z literaturą wielkie g będzie kreować swoich autorów tak jak MTV kreuje swoje gwiazdeczki a wszyscy co odstają od średniej lub są nieprawomyślni mają iść do piachu.